Wiemy na pewno, że istniał, znamy jego członków, regułę i to wszystko albo prawie wszystko. Całość owiana jest tajemnicą i średniowiecznym mistycyzmem. Zakon Smoka (łac. Societas Draconistrarum), bo o nim mowa, powstał 12 grudnia 1408 roku z inicjatywy króla Węgier i późniejszego cesarza rzymskiego Zygmunta Luksemburczyka.
Herb Władysława Jagiełły z insygniami członka Orderu Smoka. Za: Wikipedia.
Zakon miał charakter świecki i podlegał władzy królewskiej. Na tle innych, licznych w tamtych czasach zakonów i bractw rycerskich wyróżniał się przede wszystkim swoim składem. Była to, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli sama śmietanka ówczesnej elity europejskiej. Obok założyciela, prawnuka Kazimierza Wielkiego Zygmunta Luksemburczyka, członkami Zakonu byli m.in. król Polski Władysław Jagiełło i król Anglii Henryk V Lancaster.
Koniec 14. wieku, to nasilająca się ekspansja Imperium Otomańskiego. W 1389 roku Turcy pod wodzą sułtana Murada I pokonali serbskiego księcia Łazarza w bitwie na Kosowym Polu. Król Zygmunt był pewien, że następne na drodze wojsk tureckich będą Węgry. A że teoretycznie najlepszą obroną jest atak, postanowił nie czekać. Ogłosił krucjatę i skrzyknął co najprzedniejszych rycerzy z Francji, Niemiec, Anglii i Włoch. Razem z 5 tys. armią węgierską i wojskami hospodara wołoskiego siły chrześcijańskie liczyły około 15 tys. ludzi. Pech w tym, że podobnie myślał sułtan osmański Bajazyd I. Odstąpił od oblężenia Konstantynopola i wyruszył na spotkanie z krzyżowcami. Obie armie spotkały 23 września 1396 roku się pod naddunajską twierdzą Nikopolis. Nikopolis, to w języku greckim „miasto zwycięstwa”. Za sprawą 2 tys. kontygentu francuskiego przypadło ono Turkom. Francuzi nie uznawali zwierzchnictwa Luksemburczyka i sami, bez uzgodnienia ruszyli do ataku. Zygmunt w tym czasie dopiero formował pozostałe wojska. Ten błąd kosztował życie co najmniej 8 tys. rycerzy. Krzyżowcy zostali rozbici, a i sam król Zygmunt ledwo uszedł z pola walki żywy. Uratował go podobno pozostający na jego służbie polski szlachcic Ścibor ze Ściborzyc. Krucjata została nazwana neapolitańską i była ostatnim zrywem rycerstwa zachodnio-europejskiego w walce ze światem islamu.
Węgierski król zdał sobie sprawę, że nie ma co dalej polegać na skuteczności oręża rycerskiego. Potrzebne były sojusze, polityka i zakulisowe gry. Po klęsce pod Nikopilis jego pozycja na Węgrzech uległa dalszemu osłabieniu. Zawarł więc sojusz z hrabią Hermanem II Cylejskim i Nikolą II Gorjańskim – banem Mačvy i Chorwacji, którzy pomogli mu przywrócić spokój i pokonać wewnętrznych rywali.
Kolejnym krokiem było założenie Zakonu Smoka, z niemiecka nazywanego Drachenorden, swoistej politycznej ligi, a w zasadzie ekstraklasy europejskiej. Członkowie Zakonu mieli przede wszystkim chronić chrześcijańską Europę przed imperium osmańskim oraz króla i jego następców. W zamian mogli spodziewać się licznych przywilejów. Patronem Drachenorden został św. Jerzy, który jak wiadomo ze smokami umiał sobie nieźle radzić.
Na początku Zakon zrzeszał 21 członków. Byli wśród nich m.in. władca Serbii Stefan Lazarević, możnowładca Górnych Węgier Ścibor ze Ściborzyc (arystokrata polskiego pochodzenia herbu Ostoja), palatyn Węgier Nicholas II Garay oraz Vlad II Diabeł z synem Vladem III Palownikiem, hospodarzy wołoscy. Ten ostatni, to legendarny wampir Drakula. Zakonowi zawdzięczał zresztą swój przydomek „Draco” – smok, przekształcony następnie w „Dracul” – diabeł.
Z biegiem czasu do reguły zakonnej przystąpili niektórzy władcy europejscy, w tym król Anglii Henryk V, król Polski Władysław Jagiełło, król Neapolu Alfonso V Aragoński, książę Bawarii i król Danii Krzysztof III , władca Styrii, Karyntii i Krainy arcyksiążę Ernest Żelazny Habsburg (mąż księżniczki piastowskiej Cymbarki), wielki książę litewski Witold, a także poeta kompozytor i dyplomata w służbie cesarza Oswald von Wolkenstein z Tyrolu oraz członkowie znamienitych rodów włoskich. Wszyscy, za wyjątkiem koronowanych głów składali przysięgę na wierność Luksemburczykowi. Gwoli prawdy należy zaznaczyć, że historycy nie są zgodni, co do kolejności wstępowania poszczególnych możnowładców do Zakonu.
Jan Długosz tak opisuje herb Ordo Draconi: „Symbolem (…) był smok zwinięty w kłębek, dotykający głową ogona, z otwartą paszczą ziejącą ogniem, skropiony krwią na grzbiecie na kształt krzyża. Nad nim znajdował się znak krzyża wypuszczający promienie i w środku taki napis; O, jak miłosierny jest Bóg sprawiedliwy i łagodny!”. Do symboliki zakonu nawiązywało wiele herbów szlachty rumuńskiej i węgierskiej, w tym Batorych. Także herb króla Władysława Jagiełły zawiera jego insygnia. Strojem organizacyjnym był czerwony kaftan i zielony płaszcz. Najsłynniejszy chyba monaster Zakonu Smoka mieścił się na jeziorze Snagov w Rumunii. Najsłynniejszy dlatego, że znaleziono tu grób Drakuli. Doczesnych szczątków „wampira” jednak w nim nie było…
Wraz ze śmiercią swojego założyciela Zygmunta Luksemburskiego umarł i smoczy zakon. Nigdy formalnie nie został rozwiązany. Po prostu zmieniły się polityczne interesy, a i Turcy chwilowo przestali zagrażać Europie.
I to w zasadzie wszystko, co wiemy o Zakonie Smoka. Reszta to tylko domysły. Jego członków posądza się o o ezoteryzm, sekcizm i okrucieństwo. Wszystko jednak opatrzone zwrotem „podobno”. Tym niemniej Zakon Smoka rozpala wyobraźnię do dzisiaj. Wiele współczesnych bractw rycerskich przybrało to miano, a w internecie funkcjonują gry odwołujące się do jego historii.
Wojciech Gatz