„Nigdy w dziejach wojen tak liczni nie zawdzięczali tak wiele tak nielicznym” tak właśnie dziękował Polakom za udział w „bitwie o Anglię” premier Winston Churchill.
W historii II wojny światowej Bitwa o Anglię zajmuje szczególne miejsce. Była to batalia o tyle dramatyczna, co niezwykła i niespotykana w dziejach dotychczasowych wojen. Z jednej strony stała armia najeźdźców niosących śmierć i niewolę, a naprzeciw niej kilkuset obrońców, którym obiecano tylko „krew, ból, pot i łzy”. Od ich postawy zależały losy brytyjskiego Imperium, a kto wie, czy nie całej wojny. Gdy 22 czerwca 1940 roku rząd francuski podpisał akt kapitulacji w lasku Campiegne, ostatnim przeciwnikiem III Rzeszy została Wielka Brytania. W tym czasie Hitler zaproponował Wielkiej Brytanii pokój stawiając warunek utrzymania przez Niemcy zagarniętych terytoriów. Wtedy to władzę w Anglii objął rząd Winstona Churchilla zwolennika walki z Niemcami człowieka – jak twierdził Chamberlain – zbyt agresywnego. Churchil odrzucił propozycję Hitlera. Po sromotnej klęsce Korpusu Ekspedycyjnego brytyjska armia praktycznie nie posiadała sprzętu zmechanizowanego, ani artylerii, które zostały na plażach Dunkierki podczas panicznego odwrotu i zniszczenie jej nie stanowiłoby problemu dla doskonale wyposażonego i zaprawionego w bojach niemieckiego Wehrmachtu. Jednak na drodze niemieckich czołgów stał Kanał La Manche – odwieczna zapora oddzielająca Wyspiarzy od napastników z Kontynentu.
Porozumienia między rządami Polski i Anglii nie ułatwiała bariera językowa. Wielu Polaków zajmujących wyższe stanowiska w rządzie mówiło po francusku, niemiecku lub rosyjsku, natomiast nie po angielsku. Nikt z Brytyjczyków zajmujących wyższe stanowiska w rządzie nie władał językiem polskim. Mieli oni duże trudności z poprawną wymową i zapamiętaniem polskich nazwisk, a ponieważ zupełnie nie znali ani polskich liter, ani zasad polskiej pisowni, nie umieli ich nawet przeczytać. Nieźle sobie radzili Nasi rodacy z nazwiskiem Sikorskiego (które na ogół błędnie wymawiali jako „Sick-or-sky”) i nie najgorzej z takimi krótkimi nazwiskami jak Stroński, Grabski czy Zaleski. Natomiast wiele innych – na przykład Smigły-Rydz czy Szyszko-Bohusz – całkowicie wykraczało poza ich możliwości. W efekcie, mówiąc o swoich polskich kolegach, Brytyjczycy albo używali nazw ich funkcji i stanowisk, albo skróconej wersji nazwisk, albo pseudonimów i przezwisk. Raczkiewicz został „Prezydentem”, wszyscy Stanistawowie – „Stanami”, a Mikołajczyk – nawet gdy już objął funkcję premiera – był powszechnie znany jako „Mick”.
Bitwa o Wielką Brytanię, która zaczęła się 10 lipca 1940 roku i trwała do końca października, przeszła do historii pod nazwą nadaną jej przez Churchilla: „ich najwspanialsza godzina” (their finest hour). Była to długa bitwa powietrzna; w jej wyniku piloci RAF-u udaremnili niemiecką próbę zdobycia przewagi w strefie powietrznej nad Kanałem jako przygotowania do planowanej inwazji na Wyspy Brytyjskie. Po mniej więcej dziewięćdziesięciu dniach starć siły Królewskich Sił Lotniczych RAF-u okazały się bardziej wytrzymałe niż Luftwaffe Góringa i zmusiły przeciwnika do wycofania się z powodu niemożliwych do uzupełnienia strat. Hitler odroczył operację ?Lew Morski” na czas nieokreślony. Ale nie poszło łatwo. W momencie wycofania się Niemców rezerwy samolotów i pilotów RAF-u niemal się już wyczerpały.
Tysiące bomb spadały na lotniska, porty, na największe miasta Anglii, głównie na Londyn. Ataki lotnicze miały przygotować grunt pod desant na Wyspy Brytyjskie. Plany niemieckie nie powiodły się, gdyż od lata 1940 r. lotnicy angielscy, a także walczący w składzie (RAF-u) Polacy coraz skuteczniej bronili ?nieba nad Londynem”. Polscy piloci, zgrupowani przede wszystkim w Dywizjonach 302 i 303, zestrzelili więcej niemieckich samolotów aniżeli jakakolwiek jednostka brytyjska.
Wkład Pierwszego Sojusznika w to zwycięstwo na początku bardzo doceniano, ale potem o nim zapominano lub go minimalizowano. Polscy piloci którzy służyli w oddziałach RAF-u (pięćdziesięciu pilotów), jak i we własnych dywizjonach myśliwskich, 302 i 303, walczących pod dowództwem brytyjskim. Chociaż stanowili zaledwie dziesięć procent całego personelu, zapisali na swoim koncie 203 z 1733 zniszczonych samolotów wroga, czyli dwanaście procent. Najbardziej znamienne było to, że ponieśli jedynie jedną trzecią przeciętnej strat (trzydziestu trzech poległych lotników), w sytuacji, w której liczba personelu naziemnego kształtowała się w stosunku zaledwie 30 : l. W siłach RAF-u analogiczny wskaźnik wynosił 100 : l, a w siłach Luftwaffe – 80 : l. Skutki ich akcji były szczególnie spektakularne w krytycznych dniach w połowie września. 15 września mieli na swoim koncie czternaście procent strat poniesionych przez wroga, 19 września – dwadzieścia pięć procent, a 26 września – czterdzieści osiem procent. (Rekordzistą wśród pilotów polskich dywizjonów w bitwie o Anglię okazał się czeski pilot, podporucznik Josef Frantisek z Dywizjonu 303, który zalicza siedemnaście zwycięstw). Pewnego razu oficerowie brytyjscy ze zdziwieniem zauważyli, że dowódca skrzydła całuje ręce swojego mechanika. „Gdyby nie te ręce – oświadczył oficer – (…) już bym nie żył!” Ostatnie słowo należało do marszałka sir Hugh Dowdinga, dowódcy lotnictwa myśliwskiego RAF-u. „Bez wspaniałego wkładu polskich dywizjonów i ich nieprześcignionej dzielności – waham się powiedzieć, że rezultat bitwy pozostałby ten sam”.
Wypada także wspomnieć o decydującej roli kryptologów Pierwszego Sojusznika na początku prac nad przełamaniem kodu niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma. Niemal beznadziejną sytuację wojskową Wielkiej Brytanii znacznie poprawiła możliwość odczytywania niemieckich kodowanych sygnałów radiowych i większości spośród towarzyszących im dyrektyw. Możliwość ta, doprowadzona do perfekcji w centrum wywiadu w Bletchley Park, zaistniała dzięki pionierskiej pracy specjalistów Pierwszego Sojusznika, którzy w 1939 roku przedstawili Brytyjczykom nie tylko działający model mechanizmu Enigmy pierwszej generacji, ale także wzory matematyczne pozwalające zrekonstruować wysyłane przez nią sygnały.
Gdy Wielkiej Brytanii udało się przetrwać atak na swoich wyspach, mogła sobie pozwolić na skromny pokaz sił za granicą. W grudniu 1940 roku generał Wavell wyruszył przeciwko o wiele liczniejszym wojskom Włoch stacjonującym na pustyni w Libii. Polska Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich, która w sierpniu 1941 roku dotarła do Tobruku, stanowiła niemal jedną czwartą oddziałów sojuszniczych w Afryce Północnej.
Także tym samym chciałabym podkreślić jeszcze raz jaką rolę odegrali polscy lotnicy w historii Naszego kraju. Dzięki tym wspaniałym ludziom być może losy II wojny światowej potoczyły się właśnie tak, a nie inaczej! W końcu nawet Hitler sam powiedział:
„Gdybym miał takich żołnierzy jak Polacy, to podbiłbym cały świat” Dziękuję za uwagę.