Postać Edwarda Śmigłego-Rydza jest dobrym przykładem na to, jak jedna decyzja może zaważyć na postrzeganiu całej postaci. Jego wyjazd z Polski uznawany jest przez wielu ludzi za zdradę. Czy na pewno słusznie?
Edward Rydz urodził się w 1886 r. w Brzeżanach, leżących między Lwowem a Tarnopolem. Był synem Tomasza Rydza, podoficera armii austriackiej, oraz Marii Babiak. Został wcześnie osierocony. Jego ojciec zmarł, kiedy Edward miał 2 lata, matka zaś – gdy miał 10. Zajęli się nim dziadkowie, później przeszedł pod opiekę doktorostwa Uranowiczów. Pobierał naukę w gimnazjum w Brzeżanach, a następnie uczył się malarstwa w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, jak i na uczelniach w Wiedniu, Norymberdze i w Monachium. Studiował także historię sztuki oraz filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Umiejętności malarskie i zamiłowanie do tego zajęcia okazały się przydatne ponad 30 lat później, podczas internowania w Rumunii.
Sprawy Ojczyzny były mu bliskie od młodości. Już w brzeżańskim gimnazjum interesował się polską historią, a jesienią 1908 r. został zastępcą organizatora tajnego Związku Walki Czynnej w Brzeżanach, Stanisława Barzykowskiego. Wówczas przybrał pseudonim „Śmigły”. Odbył jednoroczną służbę wojskową w armii austriackiej, otrzymując stopień chorążego. Nie przyjął jednak propozycji pozostania w wojsku. W 1912 r. ukończył szkołę oficerską Związku Strzeleckiego. Został dostrzeżony przez Józefa Piłsudskiego, czego wyrazem było mianowanie go w 1913 r. komendantem okręgu lwowskiego ZS. Później był także redaktorem pisma „Strzelec”. Po wybuchu I wojny światowej wcielono go do armii austriackiej, ale dzięki interwencji Piłsudskiego został z niej zwolniony – mógł wówczas dołączyć do oddziałów strzeleckich. Rydz-Śmigły objął dowództwo nad III Batalionem Kadrowym, a na początku października 1914 r. został awansowany na stopień majora. Uczestniczył w wielu bitwach i akcjach, m.in. walczył pod Anielinem, Laskami i Marcinkowicami oraz brał udział w ofensywie na Dęblin. Dnia 18 grudnia objął dowództwo nad 1. pułkiem Legionów Polskich. W lutym 1916 r. znalazł się w składzie Rady Pułkowników, która domagała się usunięcia oficerów austriackich z formacji legionowych i uznania tych formacji za wojsko polskie. Powstanie tego organu było znakiem braku zaufania do narzuconej przez Austriaków Komendy Legionów Polskich.
Latem 1917 r., wraz z oficerami I Brygady, do dymisji podał się Józef Piłsudski. Gdy Niemcy i Austriacy zdecydowali się jednak utworzyć Królestwo Polskie, przyszły Naczelnik zwrócił się do Śmigłego z prośbą, aby ten wycofał wnioski o dymisję. Następnie Rydz-Śmigły okazał swój wyraz poparcia wobec legionistów, którzy odmówili złożenia przysięgi na wierność cesarzom Niemiec i Austro-Węgier, podając się do dymisji z funkcji dowódcy 1. Pułku Piechoty. Ponadto, Piłsudski przed swoim aresztowaniem zlecił Śmigłemu objęcie Komendy Głównej Polskiej Organizacji Wojskowej. Wykonanie zadania powierzonego przez Marszałka umożliwiła mu choroba, dzięki której nie został wcielony do armii austriackiej.
W 1918 r. Śmigły poznał o mniej więcej 10 lat młodszą od siebie Martę Zaleską, członkinię kobiecej Ligi Pogotowia Wojennego. Nie można jej raczej uznać za kobietę poukładaną i spokojną. Znajomi Zaleskiej opisywali ją jako niesympatyczną i niezrównoważoną emocjonalnie. Była bohaterką skandalu. Mąż Marty zabił jej kochanka, a ona związała się z Edwardem Rydzem. Jednak pan Zaleski zmarł dopiero po wielu latach. Stąd powstają liczne pytana: czy Śmigły i Zaleska wzięli ślub, a jeśli tak, to kiedy, gdzie i w jakim obrządku? Możliwe, że pobrali się dopiero w 1939 roku.
W kwietniu 1919 r. Śmigły-Rydz dowodził wojskami piechoty, które wyzwalały Wilno. Józef Piłsudski wnioskował o nadanie mu Orderu Virtuti II Klasy. Podstawą do tego miały być dwa wielkie osiągnięcia Śmigłego. Po pierwsze, w styczniu 1920 r. jego żołnierze zdobyli Dyneburg, po drugie, w czerwcu dokonali udanego odwrotu z Kijowa. Podczas Bitwy Warszawskiej Rydz otrzymał od Piłsudskiego niezwykle odpowiedzialną rolę. Rozkazom generała podlegała 3. Armia, a osobiście dowodził on 1. Dywizją. Edward Rydz-Śmigły stawał się coraz bliższy Józefowi Piłsudskiemu. Z jego polecenia udał się do Wilna, gdzie został inspektorem w Inspektoracie Armii nr 1. Po przewrocie majowym powrócił do stolicy. W Warszawie objął funkcję inspektora w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych. W 1934 r. Piłsudski podjął decyzję, że, w razie niedyspozycji zdrowotnej, defiladę z okazji 11 listopada ma przyjąć Śmigły. Zresztą wolą Marszałka było, aby Rydz stał się jego następcą. Podobno stwierdził: „Gdyby się coś stało ze mną, zastąpi mnie w wojsku generał Śmigły-Rydz”. Prezydent Mościcki powołał Śmigłego na Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych. Zdaniem niektórych został on mianowany następcą Piłsudskiego na tym stanowisku m.in. dlatego, że uważano, iż nie ma ambicji politycznych, co było wygodne dla Mościckiego i Walerego Sławka. Autorytet Józefa Piłsudskiego był jednak niepodważalny. Toteż nie powinien dziwić fakt, że po śmierci Marszałka nie chciano, aby ktoś wchodził w jego buty i sprawował władzę w tak niepodzielny sposób, jak czynił to Naczelnik. Nie wiemy, czy Śmigły pragnął pójść w ślady Józefa Piłsudskiego – prawdopodobnie nie. Premier Walery Sławek niedługo po śmierci Komendanta zaznaczył, że od teraz w Polsce obowiązywać ma prawo, a w jego ramach ten, kogo prawo do tego wyznacza. Stwierdził, że potęga autorytetu, jaką posiadał Piłsudski, nie może być przez nikogo innego dzierżona.
Śmigły, świadom swojej wartości, wiedział, że jako postać tak ceniona przez samego Piłsudskiego, musi wziąć odpowiedzialność za losy kraju. W maju 1936 r. w przemówieniu na zjeździe Związku Legionistów i Legionowych Kół Pułkowych zawarł słynne słowa skierowane do całego społeczeństwa: „Jedynym naszym hasłem, które może być tym i pionem moralnym, jest hasło obrony Polski”. Określił je jako potężny łańcuch, jednym końcem przytwierdzony do Polski. „Chodzi o to, ażeby jak najwięcej dłoni chwyciło za ten łańcuch, trzeba go przerzucić przez ramię i ciągnąć, ciągnąć, chociażby w krzyżach trzeszczało”. Jego zdaniem działania te powinny być zorganizowane i kierowane. Zapowiedzi premiera Sławka o prymacie prawa nie zrealizowano, a konstytucja została złamana. W 1936 r. premier Sławoj-Składkowski nakazał bowiem traktować Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, którym był wówczas Rydz, jako drugą osobę w państwie. Wszyscy urzędnicy, włącznie z premierem i ministrami, mieli być mu posłuszni. W listopadzie tego samego roku Śmigły otrzymał z rąk prezydenta Mościckiego buławę marszałkowską.
Edward Rydz-Śmigły stał się wodzem narodu. Jego autorytet został jednak wkrótce wystawiony na poważną próbę. Decyzja, jaką podjął, wywołuje do dzisiaj ogromne emocje, a spory o słuszność postępowania Śmigłego toczą się nie tylko wśród historyków. Mianowicie Marszałek, po wkroczeniu do Polski Sowietów, zdecydował się opuścić kraj, mimo że walka nadal trwała. Nad możliwością wyjazdu zaczęto się zastanawiać już 9 września. Decyzja zapadła 8 dni później na naradzie w Kutach. Wraz z Naczelnym Wodzem Edwardem Rydzem-Śmigłym i sztabem, granicę polsko-rumuńską przekroczyli prezydent Mościcki oraz rząd z premierem Felicjanem Sławojem-Składkowskim. Wyjazd Śmigłego nie obył się bez protestów. Według relacji, na moście granicznym w Kutach kolumna Marszałka zatrzymana została przez płk Ludwika Bociańskiego, z którym Rydz znał się od wielu lat. Naczelny Wódz wysiadł z pojazdu, aby porozmawiać z pułkownikiem. W pewnym momencie Śmigły odsunął Bociańskiego, a ten chwycił broń i strzelił sobie w pierś, mierząc w serce. Po chwilowej konsternacji marszałek rozkazał wrzucić ciało na samochód i ruszać. Już w Rumunii okazało się, że Bociański żyje. Kula przeszła obok serca. Mimo trudności, Śmigły przekroczył granicę. Został internowany w miejscowości Craiova i wraz z kilkoma osobami osadzony w Dragoslavele. To tam, 27 października, zrezygnował z funkcji Naczelnego Wodza.
Niektórzy uznają wyjazd Marszałka Rydza-Śmigłego za zdradę i dezercję. Mimo że nadal trwała walka, Naczelny Wódz nie zdecydował się przedostać do Warszawy. Śmigły uznał, że upadek miasta i pojmanie Naczelnego Wodza przez najeźdźców byłoby fatalnym rozwiązaniem. Schwytanie Śmigłego byłoby z całą pewnością, w sensie symbolicznym i propagandowym, ostateczną klęską wojenną. Marszałek liczył na to, że uda mu się dotrzeć do Francji i tam stanąć na czele polskiej armii. Mógł wprawdzie pozostać w kraju i walczyć do końca wraz ze swoimi podkomendnymi, wydaje się jednak, że wykazał się tu pragmatyzmem. Realistycznie patrzył na sytuację i wiedział, że wojny obronnej po prostu nie da się już wygrać. Chłodną ocenę rzeczywistości przedłożył ponad romantyczne podejście wielu współczesnych mu i dzisiejszych Polaków. Powstaje pytanie, czy gdyby nie podjął tak niepopularnej w społeczeństwie decyzji, nie ocenialibyśmy go teraz podobnie jak Józefa Becka. Ostatniego ministra spraw zagranicznych II RP określa się obecnie często jako populistę, przywołując słynne przemówienie wygłoszone przez niego w sejmie 5 maja 1939 r. „Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja skrwawiona w wojnach na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę. Wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor” . Słowa te budziły i budzą uznanie oraz dumę wśród wielu Polaków. Powiedział to, co ludzie chcieli usłyszeć. Budował w Narodzie poczucie wspólnoty i siły. Wtedy wydawało się, że wojna potrwa krótko, a z odsieczą walczącym wojskom polskim ruszą nasi sojusznicy, co zakończy się klęską III Rzeszy. Prawdopodobnie Marszałek Rydz-Śmigły nie chciał budować wielkiego mitu kosztem realnych celów. Mógł dostać się do Warszawy i razem z nią skapitulować. Być może zginąłby i wówczas mówionoby, iż przelał za Ojczyznę ostatnią kroplę krwi. Dla wielu stałby się dzięki temu bohaterem. Jednak w świetle wszystkich okoliczności, należy chyba stwierdzić, że postąpił słusznie. Inną kwestią jest to, że zrezygnował później z próby dotarcia na Zachód, gdyż nie miało to większego sensu. W 1941 r. wrócił do Polski i w grudniu zmarł w Warszawie.
Jak wiemy, śmierć Marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego wcale nie zakończyła sporów dotyczących jego wyjazdu z Polski. Dla jednych pozostaje zdrajcą, który zostawił swoje wojska i uciekł za granicę. Dla innych zachował się jak mąż stanu, a decyzja o wyjeździe była jedyną rozsądną. Dyskusje na ten temat zapewne potrwają jeszcze długo. I pewnie nigdy nie rozstrzygniemy tej sprawy. Stare przysłowie mówi: „gdzie dwóch Polaków, tam trzy opinie”.